Sto lat modernizmu. Źródła II Soboru Watykańskiego - Ks. Dominik Bourmaud
Współczesne doktryny społeczne i religijne ufundowano na podstępie. Można w nieskończoność czekać na nowy wspaniały świat, ale im kto częściej chodzi po rozum do głowy, tym skłonniejszy jest nie dowierzać propagandzie nowoczesności. Ile wieków możemy jeszcze łudzić się, że żyjemy u progu wiosny, jeśli stawia się nam przed oczami co najwyżej kolejną, rozwścieczoną na przeszłość rewolucję z podpalonym wiankiem na głowie?
Ks. Dominique Bourmaud w książce „Sto lat modernizmu” stworzył kompendium filozoficznych pułapek, które sprawiły, że tak liczni naukowcy, postępowi księża i zwykli ludzie sami nie rozumieją, co mówią, myślą, i kto im sufluje utopijne poglądy. Z zawiłych zdań celebrytów idei (m. in. Lutra, Kanta, Hegla, Sartre’a, Teilharda de Chardin, Rahnera, de Lubaca, a także – niestety – papieży od drugiej połowy XX w.), wydobywa sedno modernizmu, które za każdym razem okazuje się nie tylko czymś ogranym, ale przede wszystkim - absurdalnie głupim.
„(...) Ludzie Kościoła zmieniają zdanie i mogą się mylić. Ale podstawowe zasady katolickie są wieczne i nieomylne. Objawienie i wiara będą jutro takie same jak wczoraj i dziś. Naszym stałym punktem odniesienia jest przeszłość, wiara naszych ojców, świętych papieży Piusa V, bł. Piusa IX, św. Piusa X i Piusa XII. Zdradzić ją, aby iść za ludźmi, nawet za ludźmi Kościoła, to zdradzić Jezusa Chrystusa.”
„Chodzi więc o zniszczenie religii, a dokładnie o zniszczenie jedynej religii, która wierzy w Boga i w prawdę, czyli religii katolickiej. Dopiero wtedy dokona się to, co Paweł VI zapowiedział krótko po soborze: „Możliwe, że ta niekatolicka myśl zdobędzie wkrótce przewagę w łonie katolicyzmu. Ale nigdy nie będzie ona reprezentowała myśli Kościoła. Musi przetrwać choćby mała trzódka, nawet zupełnie nieliczna.”
Tłumaczenie: Marcin Beściak