Nieszczęściem było Lutra, że bez powołania znalazł się w klasztornych murach, a większym jeszcze, iż okres życia jego przypadł w smutnym dla Kościoła czasie. Burzliwy duch jego, mimo umartwienia, postów i biczowań, nie znalazł w celi klasztornej spokoju. Z jednej więc ostateczności posunął się w drugą. Nad studium Pisma Świętego, którego nie rozumiał dobrze, szczególnie Listu do Rzymian, wytworzył sobie dziwne pojęcie o łasce Bożej. A był to raczej wir zamieszania, graniczący często już z rozpaczą.
W takim rozstroju duchowym, przy sporej dozie zarozumiałości, z naukowego sporu powoli przechodził w herezję. Znalazłszy się raz na prądzie antykościelnym, nie miał już siły oprzeć się ani cofnąć. Fale zwyrodniałego humanizmu, tchnące nienawiścią ku Kościołowi, porwały go z sobą i uniosły w dal od Kościoła.
Rewolucji kościelnej dały powód nadużycia w Kościele, a drogę jej utorowały nauki humanistyczne. W gruncie rzeczy była ona przeniesieniem humanizmu do Kościoła i religii. Zrywa więc z tradycją kościelną, chce Kościół zburzyć, a nowy postawić. Humaniści radośnie przyjęli Lutra i w większej części z nim się połączyli, przyspieszając gwałtowny wzrost i rozszerzenie jego nauki, chociaż „bohater narodowego ducha niemieckiego”, jak Dorner nazywa Lutra (l. c., s. 78), nie występował jasno ani otwarcie, a jego dwulicowe postępowanie z Rzymem wcale nie wyglądało na bohaterstwo. Bał się smutnej tragedii swoich pionierów – Husa, Savonaroli; wolał za to komedię. Naturalnie, skończył ożenkiem. To odpowiadało jego naturze, to było źródłem jego zaburzeń wewnętrznych i rozpaczy. To pierwszy i właściwy powód jego buntownictwa.
Legalność swego postępowania chciał Luter udowodnić na podstawie Pisma Świętego, którego jednak dobrze nie rozumiał – to przyznają bezstronni protestanci. Twierdz
enie jego, że chce wrócić tylko Kościołowi prawdziwą apostolską naukę, jest błędnym i nieuzasadnionym, bo jego nauka nie ma żadnej łączności z nauką apostolską. Zgadzają się na to również protestanci (Hase, Polemik, t. 3, s. 213).
Nie do apostolskich, ale do abrahamowych raczej wrócił Luter czasów, pozwalając jednemu z możnych swych opiekunów nawet na dwużeństwo, by go tylko nie opuszczał…
Pismo Święte, na którym chciał oprzeć swą naukę, tłumaczył według swojego „widzi mi się”, a wątpliwości usuwał swym dyplomem doktorskim. Toteż przyznają sami protestanci, że nauka jego była nowym kształtem chrześcijanizmu (Hase, Polemik, t. 3, s. 313), a niektóre nauki, na których Luter oparł swe prawo zerwania z Kościołem, wcale nie są tak pewnie w Piśmie Świętym uzasadnione. Nadto prof. Harnack mówi, że przepaść oddziela naukę Lutra od starych dogmatów (Dogmengeschichte, Leipzig, 1897, III B, s. 787), a Luter nie uwolnił, ale obarczył wiarę, wciągając do niej zmyślone rozważania historii, złożone z dziwnej egzegezy, tępej krytyki i pstrej spekulacji (l. c., s. 789). Przyznaje, że nauka jego sprawiła spustoszenia w wierze (l. c., s. 786), a został w niej niewypowiedziany zamęt (l. c., s. 787).
Naturalną więc rzeczą jest, że z takiego posiewu nie można oczekiwać nigdy dobrych owoców, bo nie może „drzewo złe rodzić owoców dobrych” (Mt 7, 18). Kąkol zasiany przez nieprzyjaznego człowieka wzrósł i zaszkodził pszenicy, lecz czasu żniwa nie on sam tylko będzie odpowiedzialnym za szkodę, którą uczynił, będą i współwinni słudzy, którzy spali (por. Mt 13, 24–30).
Obecnie ze smutkiem widzimy, iż w takiej nauce protestanckiej duch chrześcijański został zatracony. Nie chcę twierdzić, by już nigdzie nie było u protestantów nauki Chrystusowej. Odnoszę to twierdzenie, oparte na wyznaniach li tylko samych teologów protestanckich, do bezwzględnej większości. Zastrzegam się nadto przed jakimkolwiek uprzedzeniem. Owszem, chętnie przyznaję, iż w naukach pomocniczych do studium biblijnego – w krytyce tekstu, historii starożytnej, geografii, archeologii, w językach starożytnych – protestanci bardzo nas wyprzedzili i my od nich na tym punkcie uczyć się musimy. Miłość jednak prawdy nakazuje rzecz całą przedstawić taką, jaką jest w istocie. Założenie więc moje przeprowadzę najpierw ogólnie, dając historyczny rys protestantyzmu, a następnie szczegółowo – na podstawowej i istotnej zasadzie wiary chrześcijańskiej. By sąd zupełnie był sprawiedliwy, na każde moje twierdzenie podam świadectwo teologa protestanckiego. Według tych danych chcę iść od początku do końca z mieczem bezstronnej krytyki, pragnąc jedynie i li tylko przedstawić prawdę. Oby Pan Jezus dał błogosławieństwo, by Jego prawda uwolniła dusze, które w ciemnościach i cieniu śmierci siedzą.